Południowa Polska 2011 - dzień 7
Piątek, 24 czerwca 2011 Kategoria > 50 km, Południowa Polska 2011, Wyprawy, Jubileusze
Km: | 75.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 19.27 |
Pr. maks.: | 47.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 550m | Sprzęt: Trek 7100 FX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mapa i profil trasy:
Najbardziej czeski dzień na tej wyprawie. Nie mogłem się go doczekać ale znając moje szczęście do jeżdżenia po Jesenikach mogłem spodziewać się deszczu i burzy. Kiedyś już mnie zmoczyło i pogroziło burzą jak jechałem na Pradziada. Wtedy się wycofałem zaraz za Zlatymi Horami i wróciłem do Głuchołaz. Miałem jednak cichą nadzieję, że teraz pogoda będzie nieco łaskawsza. Jak się okazało pogoda znowu zaskoczyła w najmniej nieodpowiednim momencie.
Po śniadaniu okazało się, ż Mariusz wczoraj złapał kapcia i dopiero dziś rano go zauważył. Czyli zanim ruszyliśmy był przymusowy postój. Po naprawie roweru ruszyliśmy do Krnova. Miasteczko zaskoczyło nas ładnie odnowionymi kamienicami i chodnikami. Szkoda, że u nas małe miejscowości nie są tak odnowione. Na pewno byśmy na tym więcej zyskali niż stracili. Po krótkiej wizycie na starówce i wypiciu kawy ruszyliśmy w dalszą drogę.
I tu kolejne zaskoczenie w postaci mnogości ścieżek rowerowych i ich oznakowaniu. Ten kraj jest cały pokryty ścieżkami rowerowymi a na każdym zakręcie są pokazane kierunki w którym można jechać. Niestety ze ścieżki rowerowej szybko zjeżdżamy i jedziemy główną drogą w stronę Mesto Albrechcie.




Tu robimy przerwę na piwo i dalej ruszamy w drogę. Po raz kolejny miesto nas zaskakuje swoim ładnym wyglądem.




Im bliżej Zlanych Horów tym pogoda robi się coraz gorsza. Po drodze zaczyna padać i zatrzymujemy się w wiacie autobusowej. Szybko przestaje padać i możemy ruszać w dalszą drogę. Mieliśmy nadzieję, że już dziś nie będzie padać ale najgorsze było dopiero przed nami.
Podjazd pod górę przed Zlanymi Horami zaczynamy jeszcze w ładnej słonecznej pogodzie. Każdy zaczyna jechać w swoim tempie. Ja ruszam z dziewczynami do przodu. Chłopaki zostają w tyle. Po drodze jeszcze robię parę fotem i ruszam dalej. Powoli doganiam Asię a zaraz za mną pojawia się Paweł. We trójkę dojeżdżamy na górę. Wtedy zaczyna padać. Czekamy na resztę i zaczynamy zjazd.






Niestety po raz kolejny zostaję na zjeździe w tyle, a po czasie hamulce odmawiają posłuszeństwa. Przy takim deszczu już nie są już tak skuteczne jak wcześniej. Na dole wszyscy na mnie czekają z niepokojem. Nawet Paweł po mnie kawałek się cofa ale informuję go, że dam sobie radę. Pociesza mnie tylko, że to już końcówka zjazdu. Jakoś dojeżdżam do Zlanych Horów i od razu naciągam linki hamulcowe. W mieście już nie pada. Po obiedzie zaczyna się suszenie rzeczy pod wiatą. Ja idę na małe zakupy, wydać resztę koron i na większe zakupy do sklepy rowerowego. Po raz kolejny okazuje się, że wszelki sprzęt na rower i w góry kupować w Czechach niż w Polsce. Niestety te zakupy spowodowały, że wyczyściłem sobie konto bankowe, a do drugiej karty nie pamiętałem PIN-u. Na szczęście poratowała mnie mama, przelewając mi kasę na konto. Inaczej nie wiem za co bym wrócił do domu. Niestety wcześniejsze jeżdżenie komunikacją zamiast rowerem dosyć mocno uszczupliło moje konto. Po pewnym czasie zaczyna padać, błyskać i grzmieć. Burza była gdzieś koło nas bo błyskało i grzmiało od razu. Dobrze, że zjechaliśmy w porę do miasta bo mogło być nie za wesoło. Wszyscy zmarzliśmy niesamowicie. Czekaliśmy z niecierpliwością na koniec deszczu, żeby się znowu rozgrzać na rowerze.



Na szczęście Polska przywitała nas słoneczną pogodą. Robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy na rynek w Głuchołazach. Tam czeka na nas reszta ekipy.




Dołączają do nas Robert z Agnieszką. Teraz już w 8 osób zjeżdżamy do Nysy. Trasę pokonujemy szybko. Jednak jazda w takiej grupie ma duży wpływ na tempo jazdy.
Po zameldowaniu się w schronisku w Nysie idziemy na zakupy. W drodze powrotnej zamawiamy pizze do schroniska. Wieczorem koło 20 zaczyna się burza i pada. Tym razem przeszła gdzieś obok i nie zrobiła na nas dużego wrażenia, chociaż zapowiadało się groźnie. Wieczorem wszyscy zajadamy się pizzą popijając dobrym piwem.
Już przejechane 23000 km na rowerze.
Najbardziej czeski dzień na tej wyprawie. Nie mogłem się go doczekać ale znając moje szczęście do jeżdżenia po Jesenikach mogłem spodziewać się deszczu i burzy. Kiedyś już mnie zmoczyło i pogroziło burzą jak jechałem na Pradziada. Wtedy się wycofałem zaraz za Zlatymi Horami i wróciłem do Głuchołaz. Miałem jednak cichą nadzieję, że teraz pogoda będzie nieco łaskawsza. Jak się okazało pogoda znowu zaskoczyła w najmniej nieodpowiednim momencie.
Po śniadaniu okazało się, ż Mariusz wczoraj złapał kapcia i dopiero dziś rano go zauważył. Czyli zanim ruszyliśmy był przymusowy postój. Po naprawie roweru ruszyliśmy do Krnova. Miasteczko zaskoczyło nas ładnie odnowionymi kamienicami i chodnikami. Szkoda, że u nas małe miejscowości nie są tak odnowione. Na pewno byśmy na tym więcej zyskali niż stracili. Po krótkiej wizycie na starówce i wypiciu kawy ruszyliśmy w dalszą drogę.
I tu kolejne zaskoczenie w postaci mnogości ścieżek rowerowych i ich oznakowaniu. Ten kraj jest cały pokryty ścieżkami rowerowymi a na każdym zakręcie są pokazane kierunki w którym można jechać. Niestety ze ścieżki rowerowej szybko zjeżdżamy i jedziemy główną drogą w stronę Mesto Albrechcie.

Starówka w Krnovie© biker81

Starówka w Krnovie© biker81

Starówka w Krnovie© biker81

Starówka w Krnovie© biker81
Tu robimy przerwę na piwo i dalej ruszamy w drogę. Po raz kolejny miesto nas zaskakuje swoim ładnym wyglądem.

Kościół w Mesto Albrechcice© biker81

Kamienica w Mesto Albrechcice© biker81

Odpoczynek w Mesto Albrechcice© biker81

Przydrożna figurka© biker81
Im bliżej Zlanych Horów tym pogoda robi się coraz gorsza. Po drodze zaczyna padać i zatrzymujemy się w wiacie autobusowej. Szybko przestaje padać i możemy ruszać w dalszą drogę. Mieliśmy nadzieję, że już dziś nie będzie padać ale najgorsze było dopiero przed nami.
Podjazd pod górę przed Zlanymi Horami zaczynamy jeszcze w ładnej słonecznej pogodzie. Każdy zaczyna jechać w swoim tempie. Ja ruszam z dziewczynami do przodu. Chłopaki zostają w tyle. Po drodze jeszcze robię parę fotem i ruszam dalej. Powoli doganiam Asię a zaraz za mną pojawia się Paweł. We trójkę dojeżdżamy na górę. Wtedy zaczyna padać. Czekamy na resztę i zaczynamy zjazd.

Widok na Jeseniki© biker81

Widok na Jeseniki© biker81

Widok na Jeseniki© biker81

Końcówka podjazdu- zaczyna padać© biker81

Końcówka podjazdu - zaczyna padać© biker81

Podjazd zdobyty, czas na chwilę odpoczynku© biker81
Niestety po raz kolejny zostaję na zjeździe w tyle, a po czasie hamulce odmawiają posłuszeństwa. Przy takim deszczu już nie są już tak skuteczne jak wcześniej. Na dole wszyscy na mnie czekają z niepokojem. Nawet Paweł po mnie kawałek się cofa ale informuję go, że dam sobie radę. Pociesza mnie tylko, że to już końcówka zjazdu. Jakoś dojeżdżam do Zlanych Horów i od razu naciągam linki hamulcowe. W mieście już nie pada. Po obiedzie zaczyna się suszenie rzeczy pod wiatą. Ja idę na małe zakupy, wydać resztę koron i na większe zakupy do sklepy rowerowego. Po raz kolejny okazuje się, że wszelki sprzęt na rower i w góry kupować w Czechach niż w Polsce. Niestety te zakupy spowodowały, że wyczyściłem sobie konto bankowe, a do drugiej karty nie pamiętałem PIN-u. Na szczęście poratowała mnie mama, przelewając mi kasę na konto. Inaczej nie wiem za co bym wrócił do domu. Niestety wcześniejsze jeżdżenie komunikacją zamiast rowerem dosyć mocno uszczupliło moje konto. Po pewnym czasie zaczyna padać, błyskać i grzmieć. Burza była gdzieś koło nas bo błyskało i grzmiało od razu. Dobrze, że zjechaliśmy w porę do miasta bo mogło być nie za wesoło. Wszyscy zmarzliśmy niesamowicie. Czekaliśmy z niecierpliwością na koniec deszczu, żeby się znowu rozgrzać na rowerze.

Suszenie rzeczy z Zlatych Horach© biker81

Po chwili zaczęło padać© biker81

Po chwili znowu zmokliśmy i zmarzliśmy© biker81
Na szczęście Polska przywitała nas słoneczną pogodą. Robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy na rynek w Głuchołazach. Tam czeka na nas reszta ekipy.

Polska przywitała nas słonecznie© biker81

Tęcza na tle Gór Opawskich© biker81

Kopa Biskupia© biker81

Cała ekipa już w Polsce© biker81
Dołączają do nas Robert z Agnieszką. Teraz już w 8 osób zjeżdżamy do Nysy. Trasę pokonujemy szybko. Jednak jazda w takiej grupie ma duży wpływ na tempo jazdy.
Po zameldowaniu się w schronisku w Nysie idziemy na zakupy. W drodze powrotnej zamawiamy pizze do schroniska. Wieczorem koło 20 zaczyna się burza i pada. Tym razem przeszła gdzieś obok i nie zrobiła na nas dużego wrażenia, chociaż zapowiadało się groźnie. Wieczorem wszyscy zajadamy się pizzą popijając dobrym piwem.
Już przejechane 23000 km na rowerze.