Wpisy archiwalne w kategorii
Jubileusze
Dystans całkowity: | 3363.91 km (w terenie 193.00 km; 5.74%) |
Czas w ruchu: | 178:48 |
Średnia prędkość: | 18.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.90 km/h |
Suma podjazdów: | 6380 m |
Liczba aktywności: | 47 |
Średnio na aktywność: | 71.57 km i 3h 48m |
Więcej statystyk |
III rajd rowerowy śladami Ryszarda Szurkowskiego
Sobota, 3 września 2011 Kategoria > 100 km, > 150 km, > 50 km, Poza miastem, Rajdy rowerowe, Jubileusze
Km: | 160.94 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:06 | km/h: | 22.67 |
Pr. maks.: | 45.10 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 570m | Sprzęt: Accent Nodrcapp | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa:
Wrocław – Krzyżanowice – Cienin -Pasikurowice - Siedlec - Tokary - Węgrów - Kopiec - Rzędziszowice - Ludgierzowice - Złotów - Bukowice - Pierstnica – Krośnice - Pierstnica - Bukowice - Złotów - Ludgierzowice - Rzędziszowice - Kopiec - Węgrów - Tokary - Siedlec - Pasikurowice - Cienin - Krzyżanowice - Wrocław
Trasa dojazdowa i powrotna na rajd w Krośnicach:
Trasa rajdu:
Krośnice - Łazy Wielkie - Bukowice - Lędzina - Brzostówko - Brzostowo – Żeleźniki - Police - Krośnice
Mapa i profil trasy rajdu:
W środę zadzwonił do mnie Krzysiek i spytał się co robie w weekend. Powiedziałem mu, że nie mam planów, więc zaprosił mnie na wieczór kawalerski do Kłodzka. Po telefonie sprawdziłem na stronie Krośnicy, kiedy jest III rajd rowerowy śladami Ryszarda Szurkowskiego. Tak się złożyło, że rajd jest w sobotę. Pomyślałem, że fajnie byłoby zaliczyć obie imprezy. Wszytko się sprzysięgło przeciwko mnie. Rajd się zaczynał o 11 i była trasa dłuższa. Z drugiej strony godzinę dłużej pośpię i nabiję więcej kilometrów. Po sprawdzeniu wszystkich połączeń do Kłodzka z całej Polski wyszło, że będę musiał zdążyć do Wrocławia na 16:43 na pociąg do Kłodzka. Będę miał czas do 20, żeby się odświeżyć u Krzyśka, zrobić podkład na jakieś małe piwko i ruszyć na imprezę. Następny pociąg był dwie godziny później, więc w ogóle mi nie pasował.
Rano wstaję o 6:30. Mam czas na umycie się i na śniadanie. Wyjeździłam o 7 z domu i kieruję się w stronę trzebnicy trasa EuroVelo 9. W Siedlcach odbijam na Tokary i jadę już standardową trasą na Krośnice.
W Bukowicach dogania mnie dwóch kolarzy. Chwile rozmawiamy i potem każdy jedzie własnym tempem. Po chwili ich doganiam. Zatrzymali się na przerwę i stwierdzili, że jak na swój rower to mam niezłe tempo. W czasie rozmowy okazuje się, ze jeden z rowerzystów regularnie startuje w Bałtyk – Bieszczady Tour i w tym roku przejechał dodatkowo Paryż – Triest – Paryż. Po chwili pytam się czy nie było kiedyś o nim artykułu w Magazynie Rowerowym. Odpowiedział twierdząco, więc już mniej więcej wiedziałem z jakim kolarzem mam do czynienia. W Krośnicy jestem o 10. Mam godzinę na regenerację i na zjedzenie czegoś.
Na starcie oprócz Ryszarda Szurkowskiego zjawili się: Stanisław Szozda, Jan Brzeźny, Jan Foltyn, Jan Jankiewicz, Henryk Charucki.
Na starcie rajdu stanęło 198 uczestników, którzy musieli pokonać trasę o łącznej długości ponad 32 km. Uczestnicy przejeżdżali przez następujące miejscowości: Krośnice, Łazy Wielkie, Bukowice, Lędzina, Brzostówko, Brzostowo, Żeleźniki, Police, Krośnice. Na uczestników rajdu czekały dwa postoje z wodą w miejscowościach Łazy Wielkie i Lędzina. Pierwsi uczestnicy zameldowali się na mecie już po 52 minutach, a ostatni po niecałych dwóch godzinach. Po zakończeniu rajdu każdy uczestnik otrzymał dyplom a dzieci i młodzież nagrody rzeczowe.
Na drugim punkcie z wodę zebrała się grupa z byłymi kolarzami na czele i wtedy poszedł ogień do mety. Dzięki jazdy w grupie nie dało się odczuć prędkości z jaką jechaliśmy. Na mecie pojawiłem się o 12:30. Po zjedzeniu grochówki postanowiłem ruszyć do Wrocławia. Dołączył do mnie jeszcze jeden rowerzysta i razem pojechaliśmy ta samą drogą do domu. Razem dojechaliśmy do Siedlec. Tam się pożegnaliśmy a ja ruszyłem już mocnym tempem w stronę dworca. Ostatnio zauważyłem, że jak widzę Sky Tower na horyzoncie to dostaję mocnego powera. Na dworcu jestem o 16. Spokojnie kupuję bilet do Kłodzka i robie zakupy na drogę. Przed wejściem na dworzec masa ludzi czeka na wiadomość z megafonu z informacją z którego peronu odjedzie pociąg.
Na koniec zajmuję miejsce w pociągu jadę do Kłodzka na imprezę. Jutro kolejny dzień rowerowych wrażeń.
Jakby podliczyć kilometry z wyprawy której jeszcze nie opisałem to już mam zrobione 7000 km, czyli więcej niż rok temu.
Tu relacje z wcześniejszych rajdów:
- I rajd - 4 września 2010 r. - 206 km - tu relacja,
- II rajd 16 kwietnia 2011 r. - 178 km - tu relacja,
Wrocław – Krzyżanowice – Cienin -Pasikurowice - Siedlec - Tokary - Węgrów - Kopiec - Rzędziszowice - Ludgierzowice - Złotów - Bukowice - Pierstnica – Krośnice - Pierstnica - Bukowice - Złotów - Ludgierzowice - Rzędziszowice - Kopiec - Węgrów - Tokary - Siedlec - Pasikurowice - Cienin - Krzyżanowice - Wrocław
Trasa dojazdowa i powrotna na rajd w Krośnicach:
Trasa rajdu:
Krośnice - Łazy Wielkie - Bukowice - Lędzina - Brzostówko - Brzostowo – Żeleźniki - Police - Krośnice
Mapa i profil trasy rajdu:
W środę zadzwonił do mnie Krzysiek i spytał się co robie w weekend. Powiedziałem mu, że nie mam planów, więc zaprosił mnie na wieczór kawalerski do Kłodzka. Po telefonie sprawdziłem na stronie Krośnicy, kiedy jest III rajd rowerowy śladami Ryszarda Szurkowskiego. Tak się złożyło, że rajd jest w sobotę. Pomyślałem, że fajnie byłoby zaliczyć obie imprezy. Wszytko się sprzysięgło przeciwko mnie. Rajd się zaczynał o 11 i była trasa dłuższa. Z drugiej strony godzinę dłużej pośpię i nabiję więcej kilometrów. Po sprawdzeniu wszystkich połączeń do Kłodzka z całej Polski wyszło, że będę musiał zdążyć do Wrocławia na 16:43 na pociąg do Kłodzka. Będę miał czas do 20, żeby się odświeżyć u Krzyśka, zrobić podkład na jakieś małe piwko i ruszyć na imprezę. Następny pociąg był dwie godziny później, więc w ogóle mi nie pasował.
Rano wstaję o 6:30. Mam czas na umycie się i na śniadanie. Wyjeździłam o 7 z domu i kieruję się w stronę trzebnicy trasa EuroVelo 9. W Siedlcach odbijam na Tokary i jadę już standardową trasą na Krośnice.
Krzyż pokutny - Pasikurowice© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
W Bukowicach dogania mnie dwóch kolarzy. Chwile rozmawiamy i potem każdy jedzie własnym tempem. Po chwili ich doganiam. Zatrzymali się na przerwę i stwierdzili, że jak na swój rower to mam niezłe tempo. W czasie rozmowy okazuje się, ze jeden z rowerzystów regularnie startuje w Bałtyk – Bieszczady Tour i w tym roku przejechał dodatkowo Paryż – Triest – Paryż. Po chwili pytam się czy nie było kiedyś o nim artykułu w Magazynie Rowerowym. Odpowiedział twierdząco, więc już mniej więcej wiedziałem z jakim kolarzem mam do czynienia. W Krośnicy jestem o 10. Mam godzinę na regenerację i na zjedzenie czegoś.
Na starcie oprócz Ryszarda Szurkowskiego zjawili się: Stanisław Szozda, Jan Brzeźny, Jan Foltyn, Jan Jankiewicz, Henryk Charucki.
Wszyscy czekają na start© biker81
Start rajdu© biker81
Dekoracja na rajdzie© biker81
Na starcie rajdu stanęło 198 uczestników, którzy musieli pokonać trasę o łącznej długości ponad 32 km. Uczestnicy przejeżdżali przez następujące miejscowości: Krośnice, Łazy Wielkie, Bukowice, Lędzina, Brzostówko, Brzostowo, Żeleźniki, Police, Krośnice. Na uczestników rajdu czekały dwa postoje z wodą w miejscowościach Łazy Wielkie i Lędzina. Pierwsi uczestnicy zameldowali się na mecie już po 52 minutach, a ostatni po niecałych dwóch godzinach. Po zakończeniu rajdu każdy uczestnik otrzymał dyplom a dzieci i młodzież nagrody rzeczowe.
Droga przez las© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Na drugim punkcie z wodę zebrała się grupa z byłymi kolarzami na czele i wtedy poszedł ogień do mety. Dzięki jazdy w grupie nie dało się odczuć prędkości z jaką jechaliśmy. Na mecie pojawiłem się o 12:30. Po zjedzeniu grochówki postanowiłem ruszyć do Wrocławia. Dołączył do mnie jeszcze jeden rowerzysta i razem pojechaliśmy ta samą drogą do domu. Razem dojechaliśmy do Siedlec. Tam się pożegnaliśmy a ja ruszyłem już mocnym tempem w stronę dworca. Ostatnio zauważyłem, że jak widzę Sky Tower na horyzoncie to dostaję mocnego powera. Na dworcu jestem o 16. Spokojnie kupuję bilet do Kłodzka i robie zakupy na drogę. Przed wejściem na dworzec masa ludzi czeka na wiadomość z megafonu z informacją z którego peronu odjedzie pociąg.
Tablica na dworcu kolejowym© biker81
Na koniec zajmuję miejsce w pociągu jadę do Kłodzka na imprezę. Jutro kolejny dzień rowerowych wrażeń.
Jakby podliczyć kilometry z wyprawy której jeszcze nie opisałem to już mam zrobione 7000 km, czyli więcej niż rok temu.
Tu relacje z wcześniejszych rajdów:
- I rajd - 4 września 2010 r. - 206 km - tu relacja,
- II rajd 16 kwietnia 2011 r. - 178 km - tu relacja,
Videlske sedlo dzień 3 Duszniki-Zdrój - Wrocław
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 Kategoria > 100 km, > 150 km, > 50 km, Videlske sedlo 2011, Wyprawy, Jubileusze
Km: | 157.38 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:03 | km/h: | 19.55 |
Pr. maks.: | 52.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 1240m | Sprzęt: Accent Nodrcapp | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mapa i profil trasy:
Zdobyte przełęcze:
- przełęcz Lisia - 790 m n.p.m.,
- przełęcz Sokola - 754 m n.p.m.,
- przełęcz Walimska - 755 m n.p.m.,
- przełęcz Jędrzejowicka – 277 m n.p.m.,
- przełęcz Tąpadła – 384 m n.p.m.,
Rano nie śpieszę się ze wstawaniem. Dziś ostatni dzień wyprawy. W domu czeka na mnie dobra kolacja i wygodne łóżko. Wyjeżdżam parę minut po 8. Na początku czeka mnie zjazd do Dusznik.
W mieście zwiedzam Rynek na którym stoi Figura Wotywna Matki Boskiej w Dzieciątkiem Jezus postawiona w 1725 r. jako wotum za uratowanie od zarazy. Prawdopodobnie pomnik ten wykonał znany śląski warsztat rzeźbiarza L. J. Webera. Przedstawia Matkę Bożą z dzieciątkiem Jezus w otoczeniu śś. Floriana i Sebastiana, strzegących miasto od zarazy i ognia.
Po drodze decyduję się na skrócenie trasy i wjazd na przełęcz Lisią od strony Łężyc. Podjazd poza kilometrowym odcinkiem nie sprawił mi jakiś trudności. Niestety droga pozostawiała wiele do życzenia. Jednak wolę wjeżdżać po takiej drodze i zjeżdżać po równym asfalcie. W Karłowie robie postój na małe zakupy i ruszam w dół do Radkowa.
Po minięciu kolejnych miejscowości zaczyna się podjazd na przełęcz Sokolą. Na podjeździe widzę wielu rowerzystów z sakwami. Zatrzymuję się, żeby pogadać z jedną parą. Jak mówią, ze jadą do Świebodzic to już wiem, ze są to ludzie ze Stowarzyszenia Podróżników Crotos, którzy przyjechali na 3 dni w Sudety. Po krótkiej rozmowie każdy jedzie w swoją stronę. W Walimiu zaczynam podjazd na przełęcz Walimską. Na sporym odcinku drogi jest jeszcze historyczna kostka brukowa. Dogania mnie rowerzysta z Jugowa. Razem wjeżdżamy na przełęcz i na parkingu robimy sobie dłuższą przerwę. Niestety jest tam dużo ludzi, którzy sobie urządzają grillowanie. Uciekam stąd jak najszybciej.
Po zjeździe do Pieszyc wiem, że Sudety zostaną za moimi a mi zostaje już jazda do dumy po prawie płaskim terenie. Zostaje jeszcze tylko do przejechania masyw Ślęży i Raduni. W Dzierżoniowie zaczyna kropić deszcz.. I tak będzie kropić do przełęczy tąpała. W Tuszynie odnajduję kolejny krzyż pokutny. Po minięciu przełęczy Jędrzejowskiej i Tapadły zatrzymuję się na chwile na parkingu. Tam też dużo ludzi urządziło sobie piknik. Po krótkim odpoczynku zjeżdżam do Sobótki. Po raz pierwszy zjeżdżam w tą stronę do Sobótki. Zjazd jest o wiele lepszy niż w drugą stronę.
Dobrze znanymi drogami dojeżdżam do domu. W domu pojawiłem się o 19:30.
Mimo niezrealizowania tego co chciałem wyjazd uważam za udany. Zaliczyłem 7 przełęczy zrobiłem ponad 3000 m przewyższenia. Po raz pierwszy w Jesenikach nie padało. Niestety pojawiły się problemy z kolanem. Teraz parę dni restu i zobaczę co będzie dalej z kolanem. Jak się nic nie poprawi to zakończę sezon i po krótkim odpoczynku zacznę się szykować do następnego sezonu.
Już 2000 km na tym rowerze.
Zdobyte przełęcze:
- przełęcz Lisia - 790 m n.p.m.,
- przełęcz Sokola - 754 m n.p.m.,
- przełęcz Walimska - 755 m n.p.m.,
- przełęcz Jędrzejowicka – 277 m n.p.m.,
- przełęcz Tąpadła – 384 m n.p.m.,
Rano nie śpieszę się ze wstawaniem. Dziś ostatni dzień wyprawy. W domu czeka na mnie dobra kolacja i wygodne łóżko. Wyjeżdżam parę minut po 8. Na początku czeka mnie zjazd do Dusznik.
Schronisko pod Muflonem© biker81
Schronisko pod Muflonem - pomnik przyrody© biker81
Widok na Sudety© biker81
Widok na Sudety© biker81
Widok na Sudety© biker81
W mieście zwiedzam Rynek na którym stoi Figura Wotywna Matki Boskiej w Dzieciątkiem Jezus postawiona w 1725 r. jako wotum za uratowanie od zarazy. Prawdopodobnie pomnik ten wykonał znany śląski warsztat rzeźbiarza L. J. Webera. Przedstawia Matkę Bożą z dzieciątkiem Jezus w otoczeniu śś. Floriana i Sebastiana, strzegących miasto od zarazy i ognia.
Rynek w Dusznikach© biker81
Rynek w Dusznikach© biker81
Figurka na Rynku w Dusznikach© biker81
Zjazd z Przełęczy Lisiej© biker81
Formacje skalne© biker81
Formacje skalne© biker81
Formacje skalne© biker81
Przydrożne przepaście© biker81
Przydrożne przepaście© biker81
Widok na Szczeliniec© biker81
Widok na Szczeliniec© biker81
Przydrożny krzyż Jezusa© biker81
Przydrożna figurka Matki Boskiej© biker81
Po drodze decyduję się na skrócenie trasy i wjazd na przełęcz Lisią od strony Łężyc. Podjazd poza kilometrowym odcinkiem nie sprawił mi jakiś trudności. Niestety droga pozostawiała wiele do życzenia. Jednak wolę wjeżdżać po takiej drodze i zjeżdżać po równym asfalcie. W Karłowie robie postój na małe zakupy i ruszam w dół do Radkowa.
Po minięciu kolejnych miejscowości zaczyna się podjazd na przełęcz Sokolą. Na podjeździe widzę wielu rowerzystów z sakwami. Zatrzymuję się, żeby pogadać z jedną parą. Jak mówią, ze jadą do Świebodzic to już wiem, ze są to ludzie ze Stowarzyszenia Podróżników Crotos, którzy przyjechali na 3 dni w Sudety. Po krótkiej rozmowie każdy jedzie w swoją stronę. W Walimiu zaczynam podjazd na przełęcz Walimską. Na sporym odcinku drogi jest jeszcze historyczna kostka brukowa. Dogania mnie rowerzysta z Jugowa. Razem wjeżdżamy na przełęcz i na parkingu robimy sobie dłuższą przerwę. Niestety jest tam dużo ludzi, którzy sobie urządzają grillowanie. Uciekam stąd jak najszybciej.
Nieistniejąca kolej w Ludwikowicach Kłodzkich© biker81
Nieistniejąca kolej w Ludwikowicach Kłodzkich© biker81
Widok na Sudety© biker81
Widok na Sudety© biker81
Widok na Sudety© biker81
Piknik na przełęczy Walimskiej© biker81
Po zjeździe do Pieszyc wiem, że Sudety zostaną za moimi a mi zostaje już jazda do dumy po prawie płaskim terenie. Zostaje jeszcze tylko do przejechania masyw Ślęży i Raduni. W Dzierżoniowie zaczyna kropić deszcz.. I tak będzie kropić do przełęczy tąpała. W Tuszynie odnajduję kolejny krzyż pokutny. Po minięciu przełęczy Jędrzejowskiej i Tapadły zatrzymuję się na chwile na parkingu. Tam też dużo ludzi urządziło sobie piknik. Po krótkim odpoczynku zjeżdżam do Sobótki. Po raz pierwszy zjeżdżam w tą stronę do Sobótki. Zjazd jest o wiele lepszy niż w drugą stronę.
Ostatni widok na Sudety© biker81
Ścieżka rowerowa Pieszyce - Dzierżoniów© biker81
Do zdobycia został jeszcze Masyw Ślęży i Raduni© biker81
Widok na Masyw Ślęży i Raduni© biker81
Krzyż pokutny w Tuszynie© biker81
Rezerwat przyrody Będkowice© biker81
Rezerwat przyrody Będkowice© biker81
Dobrze znanymi drogami dojeżdżam do domu. W domu pojawiłem się o 19:30.
Widok na Wrocław i okolice - na powiekszeniu widac Most na Rędzinie i Sky Tower© biker81
Mimo niezrealizowania tego co chciałem wyjazd uważam za udany. Zaliczyłem 7 przełęczy zrobiłem ponad 3000 m przewyższenia. Po raz pierwszy w Jesenikach nie padało. Niestety pojawiły się problemy z kolanem. Teraz parę dni restu i zobaczę co będzie dalej z kolanem. Jak się nic nie poprawi to zakończę sezon i po krótkim odpoczynku zacznę się szykować do następnego sezonu.
Już 2000 km na tym rowerze.
Pomorze 2011 - dzień 13 - Rewal - Międzyzdroje
Niedziela, 7 sierpnia 2011 Kategoria > 50 km, Pomorze 2011, Wyprawy, Jubileusze
Km: | 63.85 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:00 | km/h: | 15.96 |
Pr. maks.: | 36.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 150m | Sprzęt: Accent Nodrcapp | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa:
Rewal – Trzęsacz – Pustkowo – Pobierowo – Łukęcin – Dziwnówek – Dziwnów – Międzywodzie – Wisełka -Międzyzdroje
Mapa i profil trasy:
Trzęsacz ...
... to niezwykłe miejsce, jedyne w swoim rodzaju na bałtyckim wybrzeżu.
Niesamowita historia kościoła w Trzęsaczu - położonego kiedyś 1800 m od brzegów morza a dzisiaj stojącego już na krawędzi klifu ...
... zabytku, który jest niepowtarzalnym świadectwem odwiecznych zmagań człowieka z żywiołami
... miejscem, w którym historia przeplata się z legendami
... położonym na 15 południku, wyznaczającym czas środkowoeuropejski.
... najbardziej urokliwe miejsce na Pomorzu Zachodnim
Ostatni dzień wyprawy. Czas wracać do domu. Szkoda, że to już koniec. Dopero co się rozkręciłem a tu trzeba wracać do domu. Już nawet nie chce mi się myśleć, że jutro będę musiał być o tej porze już w pracy. W sumie to powinno się dostawać 3 tygodnie urlopu bo 2 tyg. To jest zdecydowanie za mało. Wyjeżdżam o 7:30. Mam zamiar zaliczyć do końca szlak rowerowy do Świnoujścia i zdążyć na wcześniejszy pociąg do Wrocławia.
Z Rewala kieruję się do Trzęsacza. Tam odwiedzam dobrze mi znane miejsca z weekendów spędzonych tu z mamą w dwóch poprzednich latach. Tu mijam 15 południk.
Za Trzęsaczem z drogi asfaltowej wjeżdżam w teren. Przez Pustkowo, Pobierowo i Łukęcin dojeżdżam do Dziwnówka. Już w terenie zaczyna kropić a ja na moje nieszczęście zaczynam gubić drogę i często jadę na wyczucie. W Dziwnówku łapie mnie ulewa. Zatrzymuję się w barze i mam chwilę czasu na kawę. Podejmuję decyzję, że nie jadę dalej szlakiem tylko główną drogą, którą dojeżdżam do Międzyzdrojów. W terenie może być wszędzie błoto i taka jazda nie ma najmniejszego sensu. Ten deszcz mnie już załamał i tracę ochotę na dalszą jazdę. Odpuszczam sobie latarnie w Wisełce i Świnoujściu. Na 15 latarni na polskim Wybrzeżu udało mi się zobaczyć 13. Dwie ostatnie zostawię sobie na inny raz. Wtedy tez udam się dalej w stronę Sasnitz i na Bornholm, ale ta wyprawa to już będzie inna opowieść.
Postanawiam pojechać wcześniejszym pociągiem. Nie chcę mi się jechać w nocy zwłaszcza, że ten pociąg nie ma przedziału dla rowerów. Z Dziwnówka jadę główną drogą do Międzyzdrojów. Ruch na drodze niewielki, za to droga to cały czas podjazdy i zjazdy. To tak na koniec, żeby dobrze zapamiętać tą wyprawę. W Międzyzdrojach mam jeszcze 1,5 godziny do pociągu. Jadę zobaczyć jeszcze molo i mogę uznać wyprawę za zakończoną. Ostatnie spojrzenie na morze i jak w tej piosence mogę powiedzieć „Żegnaj lato na rok”.
Na Dworcu kupuję bilet i czekam na pociąg. Mam jeszcze czas na małe zakupy i dużą porcję frytek.
Kupuje jeszcze jakieś jedzenie na drogę zjadam porcję frytek w barze na dworcu i idę na peron. Na dworcu czeka jeszcze dwóch innych rowerzystów, którzy jadą też do Wrocławia. Po wejściu do pociągu zaczynam szukać przedziału dla rowerów. Spotykam konduktorkę i wywiązuje się bardzo niemiła rozmowa. W sumie wiedziałem, że nie ma przedziału dla pociągów ale dla pewności spytałem się konduktorki:
- Czy jest przedział dla rowerów?
- Nie ma.
- To czemu w rozkładzie jest napisane, że jest a nie ma? Jak ja mam teraz jechać do domu tyle godzin? Kto mi zwróci pieniądze, jak mi ktoś ukradnie rower? – zasypuję ją pytaniami coraz bardziej się nakręcając.
- Nic Panu na to nie poradzę,
-W takim razie przypinam go do drzwi i do toalety ani do wagonu nikt tędy nie wejdzie – informuję Panią konduktor.
- Dobrze, nie ma problemu. – odpowiada cały czas spokojnym głosem.
Ale na końcu to mnie rozwaliła tekstem jak powiedziała, że na moim miejscu to nie woziłaby roweru w pociągu. W sumie fajna reklama usług PKP. Nie ma to jak pracownik, który zniechęca do korzystania z usług swojego Pracodawcy. A może ona obiektywnie wie co się dzieje, na PKP i ostrzega mnie przed takimi sytuacjami. W sumie to już sam nie wiem. Ale tak naprawdę to powinienem był zażądać od PKP zwrotu pieniędzy za bilet rowerowy ale stwierdziłem, ze ta gra nie jest warta świeczki. W sumie to: Pięknie K…a Pięknie, Popsują Każdą Podróż.
Po drodze do pociągu wsiada młodzież wracająca z Woodstocku i w załadowanym pociągu dojeżdżam do Wrocławia. Młodzi zachowywali się dobrze ale PKP przez takich jak oni to chyba kiedyś zbankrutuje. Większość to chyba nie w zwyczaju kupować biletów.
13 dni wprawy minęło szybko. Aż żal wracać do domu. Pierwszy raz w życiu wybrałem się sam na tak długą wyprawę. Mimo paru deszczowych dni i nie dojechaniu na rowerze nad morze to i tak jestem zadowolony. Teraz czas wrócić do rzeczywistości. Skończy się spanie pod namiotem, w schroniskach, jedzenie śniadania pod sklepem, szukania na mapie ciekawych miejsc do zobaczenie. Na to wszystko co dodaje uroku na wyprawie i tworzy ciekawy klimat będę musiał poczekać cały rok. I znów przyjdzie wiosna i zacznę znowu planować kolejna wyprawę. Dzięki tej wyprawie mogę powiedzieć, że te rok pod względem rowerowym będzie bardzo udany. Znowu będę żyć wspomnieniami do następnej wyprawy.
A następna wyprawa to już będzie całkiem inna opowieść.
Już 6000 km w tym roku.
Rewal – Trzęsacz – Pustkowo – Pobierowo – Łukęcin – Dziwnówek – Dziwnów – Międzywodzie – Wisełka -Międzyzdroje
Mapa i profil trasy:
Trzęsacz ...
... to niezwykłe miejsce, jedyne w swoim rodzaju na bałtyckim wybrzeżu.
Niesamowita historia kościoła w Trzęsaczu - położonego kiedyś 1800 m od brzegów morza a dzisiaj stojącego już na krawędzi klifu ...
... zabytku, który jest niepowtarzalnym świadectwem odwiecznych zmagań człowieka z żywiołami
... miejscem, w którym historia przeplata się z legendami
... położonym na 15 południku, wyznaczającym czas środkowoeuropejski.
... najbardziej urokliwe miejsce na Pomorzu Zachodnim
Ostatni dzień wyprawy. Czas wracać do domu. Szkoda, że to już koniec. Dopero co się rozkręciłem a tu trzeba wracać do domu. Już nawet nie chce mi się myśleć, że jutro będę musiał być o tej porze już w pracy. W sumie to powinno się dostawać 3 tygodnie urlopu bo 2 tyg. To jest zdecydowanie za mało. Wyjeżdżam o 7:30. Mam zamiar zaliczyć do końca szlak rowerowy do Świnoujścia i zdążyć na wcześniejszy pociąg do Wrocławia.
Mój kepming© biker81
Z Rewala kieruję się do Trzęsacza. Tam odwiedzam dobrze mi znane miejsca z weekendów spędzonych tu z mamą w dwóch poprzednich latach. Tu mijam 15 południk.
Widok na morze ze ścieżki rowerowej© biker81
Na punkcie widokowym w Trzęsaczu© biker81
Na punkcie widokowym w Trzęsaczu© biker81
Ruiny kościoła w Trzęsaczu© biker81
Ruiny - inne ujęcie© biker81
Za Trzęsaczem z drogi asfaltowej wjeżdżam w teren. Przez Pustkowo, Pobierowo i Łukęcin dojeżdżam do Dziwnówka. Już w terenie zaczyna kropić a ja na moje nieszczęście zaczynam gubić drogę i często jadę na wyczucie. W Dziwnówku łapie mnie ulewa. Zatrzymuję się w barze i mam chwilę czasu na kawę. Podejmuję decyzję, że nie jadę dalej szlakiem tylko główną drogą, którą dojeżdżam do Międzyzdrojów. W terenie może być wszędzie błoto i taka jazda nie ma najmniejszego sensu. Ten deszcz mnie już załamał i tracę ochotę na dalszą jazdę. Odpuszczam sobie latarnie w Wisełce i Świnoujściu. Na 15 latarni na polskim Wybrzeżu udało mi się zobaczyć 13. Dwie ostatnie zostawię sobie na inny raz. Wtedy tez udam się dalej w stronę Sasnitz i na Bornholm, ale ta wyprawa to już będzie inna opowieść.
Ścieżka rowerowa do Dziwnówka© biker81
Ścieżka rowerowa do Dziwnówka© biker81
Ulewa w Dziwnówku© biker81
Ciągle pada© biker81
Mała latarnia w Dziwnówku© biker81
Zatoka Wrzosowska© biker81
Zatoka Wrzosowska© biker81
Postanawiam pojechać wcześniejszym pociągiem. Nie chcę mi się jechać w nocy zwłaszcza, że ten pociąg nie ma przedziału dla rowerów. Z Dziwnówka jadę główną drogą do Międzyzdrojów. Ruch na drodze niewielki, za to droga to cały czas podjazdy i zjazdy. To tak na koniec, żeby dobrze zapamiętać tą wyprawę. W Międzyzdrojach mam jeszcze 1,5 godziny do pociągu. Jadę zobaczyć jeszcze molo i mogę uznać wyprawę za zakończoną. Ostatnie spojrzenie na morze i jak w tej piosence mogę powiedzieć „Żegnaj lato na rok”.
Molo w Międzyzdrojach© biker81
W Międzyzdrojach© biker81
Ostatnie spojrzenie na morze© biker81
Molo w Międzyzdrojach© biker81
Do zobaczenia za rok© biker81
Kuter rybacki© biker81
Na Dworcu kupuję bilet i czekam na pociąg. Mam jeszcze czas na małe zakupy i dużą porcję frytek.
Dworzec kolejowy© biker81
Ciekawe jaki to pociąg ?© biker81
Kupuje jeszcze jakieś jedzenie na drogę zjadam porcję frytek w barze na dworcu i idę na peron. Na dworcu czeka jeszcze dwóch innych rowerzystów, którzy jadą też do Wrocławia. Po wejściu do pociągu zaczynam szukać przedziału dla rowerów. Spotykam konduktorkę i wywiązuje się bardzo niemiła rozmowa. W sumie wiedziałem, że nie ma przedziału dla pociągów ale dla pewności spytałem się konduktorki:
- Czy jest przedział dla rowerów?
- Nie ma.
- To czemu w rozkładzie jest napisane, że jest a nie ma? Jak ja mam teraz jechać do domu tyle godzin? Kto mi zwróci pieniądze, jak mi ktoś ukradnie rower? – zasypuję ją pytaniami coraz bardziej się nakręcając.
- Nic Panu na to nie poradzę,
-W takim razie przypinam go do drzwi i do toalety ani do wagonu nikt tędy nie wejdzie – informuję Panią konduktor.
- Dobrze, nie ma problemu. – odpowiada cały czas spokojnym głosem.
Ale na końcu to mnie rozwaliła tekstem jak powiedziała, że na moim miejscu to nie woziłaby roweru w pociągu. W sumie fajna reklama usług PKP. Nie ma to jak pracownik, który zniechęca do korzystania z usług swojego Pracodawcy. A może ona obiektywnie wie co się dzieje, na PKP i ostrzega mnie przed takimi sytuacjami. W sumie to już sam nie wiem. Ale tak naprawdę to powinienem był zażądać od PKP zwrotu pieniędzy za bilet rowerowy ale stwierdziłem, ze ta gra nie jest warta świeczki. W sumie to: Pięknie K…a Pięknie, Popsują Każdą Podróż.
Po drodze do pociągu wsiada młodzież wracająca z Woodstocku i w załadowanym pociągu dojeżdżam do Wrocławia. Młodzi zachowywali się dobrze ale PKP przez takich jak oni to chyba kiedyś zbankrutuje. Większość to chyba nie w zwyczaju kupować biletów.
13 dni wprawy minęło szybko. Aż żal wracać do domu. Pierwszy raz w życiu wybrałem się sam na tak długą wyprawę. Mimo paru deszczowych dni i nie dojechaniu na rowerze nad morze to i tak jestem zadowolony. Teraz czas wrócić do rzeczywistości. Skończy się spanie pod namiotem, w schroniskach, jedzenie śniadania pod sklepem, szukania na mapie ciekawych miejsc do zobaczenie. Na to wszystko co dodaje uroku na wyprawie i tworzy ciekawy klimat będę musiał poczekać cały rok. I znów przyjdzie wiosna i zacznę znowu planować kolejna wyprawę. Dzięki tej wyprawie mogę powiedzieć, że te rok pod względem rowerowym będzie bardzo udany. Znowu będę żyć wspomnieniami do następnej wyprawy.
A następna wyprawa to już będzie całkiem inna opowieść.
Już 6000 km w tym roku.
Pomorze 2011 - Dzień 9 - Władysławowo - Białogóra
Środa, 3 sierpnia 2011 Kategoria > 100 km, > 50 km, Jubileusze, Pomorze 2011, Wyprawy
Km: | 129.61 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:30 | km/h: | 19.94 |
Pr. maks.: | 37.70 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 190m | Sprzęt: Accent Nodrcapp | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa:
Władysławowo – Chałupy – Kuźnica – Jastarnia – latarnia morska nr 4 – Jurata – Hel – latarnia morska nr 5 – Jurata – Jastarnia – Kuźnica – Chałupy – Władysławowo – Rozewie – latarnia morska nr 6 - Jastrzębia Góra – Karwia – Sławoszyno – Krokowa- Zarnowiec – Wierzchucino – Górczyn - Białogóra
Mapa i profil trasy:
Rano urządzam kolejną czasówkę. Tym razem 40 kilometrów drogi prostej jak strzała na Hel. Bez żadnych korków, bez żadnych świateł po drodze, idealna droga do trenowania. I te widoki jak się jedzie ścieżką rowerową wzdłuż zatoki. Tylko szkoda, że czasem ludzie nie mając innego wyjścia chodzą po ścieżce. Zwiedzam kolejne dwie latarnie na Helu i w Jastarni.
Wyjeżdżam o 7 rano i po 90 minutach jazdy docieram na Hel. W drodze powrotnej trochę zwalniam tempo. Już tak się nie napinam, ponieważ jeszcze odczuwam zmęczenie nóg po czasówce do Krynicy Morskiej. O 11 jestem z powrotem w pensjonacie.
Od XV w. Gdańsk był największym portem zbożowym na Bałtyku.
Dla ułatwienia żeglugi do i z portu gdańskiego palono ognie na końcu cypla helskiego. Palono także światło na 34-metrowej wieży kościoła w Helu.
Już w 1670 r. zbudowano na krańcu wsi Hel prymitywną latarnię w postaci drewnianego żurawia z zawieszonym na jego końcu kotłem, w którym płonął ogień. W roku 1790 wybudowano nieco dalej na wschód kolejną dozorowaną „blizę”. Pierwszą, murowaną wieżę postawiono w Helu w 1826 r. Mierzyła ona 42 m. 1 lipca 1928 roku helską latarnię odwiedził Józef Piłsudski, co upamiętniono wmurowaniem w 1999 roku tablicy.
19 września 1939 r. latarnia morska została zniszczona przez polskich saperów na rozkaz ówczesnego komandora Włodzimierza Steyera - dowódcy obrony Helu.
Dzisiejsza latarnia morska w Helu została wzniesiona w 1942 r. przez Niemców. Jej budowa trwała 7 miesięcy. Ośmiokątna w przekroju wieża ma 41,5 metrów wysokości i została zbudowana z czerwonej cegły.
Dzisiejszą latarnię morską w Jastarni postawiono w roku 1950 na miejscu zbudowanej w 1938 r. i eksploatowanej tylko przez rok 25 metrowej ażurowej wieży stalowej z elektrycznym źródłem światła.
Do jej budowy wykorzystano 13,3 metrowy odcinek kolumny buczka mgłowego usytuowanego dawniej u podnóża latarni Stilo. Wzniesienie światła tej latarni wynosi 22 m n.p.m. a jego zasięg 15 Mm (27,8 km).
Szybko się pakuję i zaczynam rozmowę z właścicielką. Ponieważ pracują u niej jeszcze 3 młode dziewczyny więc zaczynam z nimi rozmawiać. I tak mija czas do 13. Na mnie już czas. Nie chce się jechać, ale miłe towarzystwo nie może być dla mnie pokusą do zostania. Dziękuje za kawę, ciastka i miłe towarzystwo i ruszam dalej. Szybko docieram na Przylądek Rozewie, gdzie zaliczam obowiązkowe miejsca i jadę dalej.
Już w średniowieczu palono światła na rozewskim cyplu - stanowiącym (do niedawna) najdalej wysunięty w kierunku północnym punkt obszaru dzisiejszej Polski.
Obecna latarnia została uruchomiona w listopadzie 1822 r. Nazywana jest „starą” latarnią. W okresie swojego istnienia była kilkakrotnie przebudowywana. Początkowo źródłem światła był aparat Fresnela z lampami naftowymi. W 1910 r. zastosowano żarówkę elektryczną wraz z wklęsłym zwierciadłem, soczewką i kryształowymi pryzmatami. Czterokondygnacyjna wieża latarni zbudowana z cegły i kamieni polnych ma kształt ściętego stożka. W 1910 r. wieżę podwyższono o 5 m poprzez ustawienie na niej metalowego, stożkowatego segmentu do wysokości 24,5 m i tym samym przewyższyła „nową” latarnię.
W 1978 r. na stożkowym segmencie, zamontowano dodatkowy segment, cylindryczny o wysokości 8 m i średnicy 3,5 m. Wieża latarni osiągnęła wówczas wysokość 32,7 m. Wzniesienie światła wynosi 83,2 m n.p.m. a jego zasięg (największy z polskich latarni) wynosi 26 Mm (48,1 km).
Na ścianie wieży wisi tablica upamiętniająca Leona Wzorka, latarnika, który we wrześniu 1939 r. pozostał na posterunku mimo nadchodzących Niemców. Aresztowano go i rozstrzelano w Lasach Piaśnickich.
W latarni znajduje się tablica poświęcona Stefanowi Żeromskiemu, a obok latarni mały pomnik – popiersie pisarza. Na początku lat 60. w latarni zostało otwarte muzeum Stefana Żeromskiego oraz ekspozycja pt. „Dzieje Latarnictwa Morskiego”. Muzeum jest filią Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
Na uwagę zasługują ponadto pięknie zachowane: maszynownia, generatory i rozdzielnia elektryczna wraz z zabytkową maszyną parową (lokomobilą), maszynownia buczka mgłowego z urządzeniami towarzyszącymi oraz położony nieopodal pamiątkowy obelisk kamienny upamiętniający objęcie części Pomorza przez Wojsko Polskie 10 lutego 1920 r. przez „Błękitną Armię” gen. Józefa Hallera.
Nieopodal znajduje się nieczynna latarnia morska zwana „nową”. Wybudowana w 1875 r. działała do 1910 r. równocześnie ze „starą” latarnią. Wysokość wieży latarni wynosi 21 m a wysokość światła - 72 m n.p.m.
Dalej jadę przez Krokową i wzdłuż brzegów jeziora Żarnowskiego do Białogóry. W Krokowej zwiedzam neogotycki kościół i pałac w Krokowej.
Z głównej drogi odbijam w prawo i po paru kilometrach dojeżdżam do Białogóry.
Na początku objeżdżam miasteczko żeby znaleźć pole namiotowe. Znajduję fajne miejsce przy głównej drodze na plażę ale będę mieć wszędzie blisko. Mam trochę problemy żeby znaleźć jedno wolne miejsce żeby cos zjeść. Dłuższą chwilę chodzę po mieście, ale w końcu udaje mi się coś zjeść. Białogóra jest bardzo ładnie położonym miasteczkiem na końcu drogi z dala od głównej drogi. Jak się później okaże był to bardzo fajnie spędzony czas a tłumy ludzi nie dają się tak we znaki jak w innych nadmorskich miejscowościach.
Pierwszy tysiąc zrobiony na nowym rowerze.
Władysławowo – Chałupy – Kuźnica – Jastarnia – latarnia morska nr 4 – Jurata – Hel – latarnia morska nr 5 – Jurata – Jastarnia – Kuźnica – Chałupy – Władysławowo – Rozewie – latarnia morska nr 6 - Jastrzębia Góra – Karwia – Sławoszyno – Krokowa- Zarnowiec – Wierzchucino – Górczyn - Białogóra
Mapa i profil trasy:
Rano urządzam kolejną czasówkę. Tym razem 40 kilometrów drogi prostej jak strzała na Hel. Bez żadnych korków, bez żadnych świateł po drodze, idealna droga do trenowania. I te widoki jak się jedzie ścieżką rowerową wzdłuż zatoki. Tylko szkoda, że czasem ludzie nie mając innego wyjścia chodzą po ścieżce. Zwiedzam kolejne dwie latarnie na Helu i w Jastarni.
Wyjeżdżam o 7 rano i po 90 minutach jazdy docieram na Hel. W drodze powrotnej trochę zwalniam tempo. Już tak się nie napinam, ponieważ jeszcze odczuwam zmęczenie nóg po czasówce do Krynicy Morskiej. O 11 jestem z powrotem w pensjonacie.
Latarnia morska - Hel© biker81
Od XV w. Gdańsk był największym portem zbożowym na Bałtyku.
Dla ułatwienia żeglugi do i z portu gdańskiego palono ognie na końcu cypla helskiego. Palono także światło na 34-metrowej wieży kościoła w Helu.
Już w 1670 r. zbudowano na krańcu wsi Hel prymitywną latarnię w postaci drewnianego żurawia z zawieszonym na jego końcu kotłem, w którym płonął ogień. W roku 1790 wybudowano nieco dalej na wschód kolejną dozorowaną „blizę”. Pierwszą, murowaną wieżę postawiono w Helu w 1826 r. Mierzyła ona 42 m. 1 lipca 1928 roku helską latarnię odwiedził Józef Piłsudski, co upamiętniono wmurowaniem w 1999 roku tablicy.
19 września 1939 r. latarnia morska została zniszczona przez polskich saperów na rozkaz ówczesnego komandora Włodzimierza Steyera - dowódcy obrony Helu.
Dzisiejsza latarnia morska w Helu została wzniesiona w 1942 r. przez Niemców. Jej budowa trwała 7 miesięcy. Ośmiokątna w przekroju wieża ma 41,5 metrów wysokości i została zbudowana z czerwonej cegły.
Droga na Hel© biker81
Droga na Hel© biker81
Latarnia morska - Jastarnia© biker81
Dzisiejszą latarnię morską w Jastarni postawiono w roku 1950 na miejscu zbudowanej w 1938 r. i eksploatowanej tylko przez rok 25 metrowej ażurowej wieży stalowej z elektrycznym źródłem światła.
Do jej budowy wykorzystano 13,3 metrowy odcinek kolumny buczka mgłowego usytuowanego dawniej u podnóża latarni Stilo. Wzniesienie światła tej latarni wynosi 22 m n.p.m. a jego zasięg 15 Mm (27,8 km).
Na plaży fajnie jest :)© biker81
Fortyfikacje obronne© biker81
Droga powrotna© biker81
Droga powrotna© biker81
Droga powrotna© biker81
Droga powrotna© biker81
Droga powrotna© biker81
Szybko się pakuję i zaczynam rozmowę z właścicielką. Ponieważ pracują u niej jeszcze 3 młode dziewczyny więc zaczynam z nimi rozmawiać. I tak mija czas do 13. Na mnie już czas. Nie chce się jechać, ale miłe towarzystwo nie może być dla mnie pokusą do zostania. Dziękuje za kawę, ciastka i miłe towarzystwo i ruszam dalej. Szybko docieram na Przylądek Rozewie, gdzie zaliczam obowiązkowe miejsca i jadę dalej.
W drodze na Przylądek Rozewie© biker81
Dalej na Północ już się nie da© biker81
Przylądek Rozewie zdobyty© biker81
Latarnia morska - Rozewie© biker81
Już w średniowieczu palono światła na rozewskim cyplu - stanowiącym (do niedawna) najdalej wysunięty w kierunku północnym punkt obszaru dzisiejszej Polski.
Obecna latarnia została uruchomiona w listopadzie 1822 r. Nazywana jest „starą” latarnią. W okresie swojego istnienia była kilkakrotnie przebudowywana. Początkowo źródłem światła był aparat Fresnela z lampami naftowymi. W 1910 r. zastosowano żarówkę elektryczną wraz z wklęsłym zwierciadłem, soczewką i kryształowymi pryzmatami. Czterokondygnacyjna wieża latarni zbudowana z cegły i kamieni polnych ma kształt ściętego stożka. W 1910 r. wieżę podwyższono o 5 m poprzez ustawienie na niej metalowego, stożkowatego segmentu do wysokości 24,5 m i tym samym przewyższyła „nową” latarnię.
W 1978 r. na stożkowym segmencie, zamontowano dodatkowy segment, cylindryczny o wysokości 8 m i średnicy 3,5 m. Wieża latarni osiągnęła wówczas wysokość 32,7 m. Wzniesienie światła wynosi 83,2 m n.p.m. a jego zasięg (największy z polskich latarni) wynosi 26 Mm (48,1 km).
Na ścianie wieży wisi tablica upamiętniająca Leona Wzorka, latarnika, który we wrześniu 1939 r. pozostał na posterunku mimo nadchodzących Niemców. Aresztowano go i rozstrzelano w Lasach Piaśnickich.
W latarni znajduje się tablica poświęcona Stefanowi Żeromskiemu, a obok latarni mały pomnik – popiersie pisarza. Na początku lat 60. w latarni zostało otwarte muzeum Stefana Żeromskiego oraz ekspozycja pt. „Dzieje Latarnictwa Morskiego”. Muzeum jest filią Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku.
Na uwagę zasługują ponadto pięknie zachowane: maszynownia, generatory i rozdzielnia elektryczna wraz z zabytkową maszyną parową (lokomobilą), maszynownia buczka mgłowego z urządzeniami towarzyszącymi oraz położony nieopodal pamiątkowy obelisk kamienny upamiętniający objęcie części Pomorza przez Wojsko Polskie 10 lutego 1920 r. przez „Błękitną Armię” gen. Józefa Hallera.
Nieopodal znajduje się nieczynna latarnia morska zwana „nową”. Wybudowana w 1875 r. działała do 1910 r. równocześnie ze „starą” latarnią. Wysokość wieży latarni wynosi 21 m a wysokość światła - 72 m n.p.m.
Przydrożny parking© biker81
Dalej jadę przez Krokową i wzdłuż brzegów jeziora Żarnowskiego do Białogóry. W Krokowej zwiedzam neogotycki kościół i pałac w Krokowej.
Trzeba będzie tu wrócić© biker81
Pałac w Krokowej© biker81
Fosa wokół pałacu© biker81
Pałac w Krokowej© biker81
Pałac w Krokowej© biker81
Pałac w Krokowej© biker81
Kościół św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krokowej© biker81
Jezioro Żarnowieckie© biker81
Jezioro Żarnowieckie© biker81
Jezioro Żarnowieckie© biker81
Jezioro Żarnowieckie© biker81
Jezioro Żarnowieckie© biker81
Ku pamięci poległych w II wojnie światowej© biker81
Z głównej drogi odbijam w prawo i po paru kilometrach dojeżdżam do Białogóry.
Na początku objeżdżam miasteczko żeby znaleźć pole namiotowe. Znajduję fajne miejsce przy głównej drodze na plażę ale będę mieć wszędzie blisko. Mam trochę problemy żeby znaleźć jedno wolne miejsce żeby cos zjeść. Dłuższą chwilę chodzę po mieście, ale w końcu udaje mi się coś zjeść. Białogóra jest bardzo ładnie położonym miasteczkiem na końcu drogi z dala od głównej drogi. Jak się później okaże był to bardzo fajnie spędzony czas a tłumy ludzi nie dają się tak we znaki jak w innych nadmorskich miejscowościach.
Morze w Białogórze© biker81
Na plażę można dojechać rowerem© biker81
... takim powozem© biker81
... rikszą© biker81
albo dojżć na piechotę.© biker81
Plaża w Białogórze© biker81
Pierwszy tysiąc zrobiony na nowym rowerze.
Pomorze 2011 - Dzień 4 - Trzcianka - Piła, Ustka - Duninowo
Piątek, 29 lipca 2011 Kategoria do 50 km, Pomorze 2011, Wyprawy, Jubileusze
Km: | 49.43 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:04 | km/h: | 16.12 |
Pr. maks.: | 36.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 90m | Sprzęt: Accent Nodrcapp | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa:
Trzcianka – Łomnica – Kepa – Pokrzywno – Stobno – Kotuń - Piła
Mapa i profil trasy:
Trasa:
Ustka - Duninowo
Mapa i profil trasy:
Kolejny dzień wprawy nie zapowiada się optymistycznie. Po śniadaniu i spakowaniu się ruszam dalej. Szkoda opuszczać tak fajne i ciepłe miejsce jak za oknem niepewna pogoda. Od rana cały czas kropi. Po wyjściu na dwór żałuję, że w ogóle wstałem z łóżka. Jednak stwierdzam, że nie ma co narzekać i nikt mi nie gwarantował, że będzie łatwo. Zaczynam mieć tego powoli dosyć. Ale coś trzeba jechać dalej. Mam nadzieję, że dojadę chociaż do Piły. Tam zastanowię się co dalej. Jadę na Dworzec PKP zobaczyć czy coś sensownego stąd jeździ, byle tylko się stąd wydostać. Niestety na pociąg musze długo czekać, wiec postanawiam jechać dalej do Piły. Po drodzę zaczynam żałować, że nie zostałem na dworcu ale już nie będę wracać. Zcayna padać coraz mocniej. Mogę tylko stwierdzić, że ładną mamy jesień tego lata.
30 km mija szybko. Po drodze ciągle pada. Więc decyzja jest już tylko jedna. Postanawiam pojechać pociągiem do Gdańska.
W Pile rozpadało się na dobre i nie ma żadnych widoków na ładną pogodę. Na Dworcu okazuje się, że mam pociąg do Gdańska. Jednak Pani na informacji informuje mnie, że ten pociąg jedzie do Ustki a w Słupsku jest przesiadka do Gdańska. Postanawiam jechać do Ustki. Dzwonie do Duninowa do schroniska i zamawiam nocleg na jedną noc.
Podróż pociągiem mija szybko. W przedziale dla rowerów jedzie jeszcze rodzina z 3 rowerami więc mam miłe towarzystwo w pociągu. Po drodze co chwile na jakiś czas przestaje padać. Jednak nie żałuję tej decyzji. Ustka wita mnie ulewą. Nie jest fajnie ładować rzeczy na rower w deszczu. Z Dworca szykuje się do portu zobaczyć morze. Deszcz przestaje padać i można na chwile cieszyć się ładną pogodą. Morze przywitało mnie fatalną pogodą. Na pocieszenie zostaje fakt, że jutro też jest dzień a od jutra ma być już ładna pogoda. Zjadam w porcie rybkę na obiad i postanawiam jechać do Duninowa.
Wyprawa rządzi się swoimi prawami i nie może być za lekko, więc znowu zaczyna padać. Do schroniska dojeżdżam w deszczu. Jakie jest moje zdziwienie jak się okazuje, że schronisko prowadzi ksiądz przy Parafii. Dostaję ładny pokój ze wspólną kuchnią na piętrze. Wszyscy siedzą na holu i umilają sobie czas grając w różne gry i oglądając telewizję. Nie ma nic innego do roboty w taką pogodę i dobrze, że ludzie nie siedzą zamknięci w swoich pokojach
Po ciepłym prysznicu i zmyciu z siebie brudów z całego dnia zaczynam robić kolację. Podczas kolacji mam czas na ustalenie trasy na najbliższe dni. Postanawiam dostać się do Gdańska w ciągu 2 dni przez Pojezierze Dynowskie i Kaszubskie.
Wyprawa zaczyna się na nowo. Teraz może być już tylko lepiej. Dziś już nie myślę o rowerze. Musze zebrać siły na kolejne dni wyprawy.
Już 5000 km przejechane w tym roku.
Trzcianka – Łomnica – Kepa – Pokrzywno – Stobno – Kotuń - Piła
Mapa i profil trasy:
Trasa:
Ustka - Duninowo
Mapa i profil trasy:
Kolejny dzień wprawy nie zapowiada się optymistycznie. Po śniadaniu i spakowaniu się ruszam dalej. Szkoda opuszczać tak fajne i ciepłe miejsce jak za oknem niepewna pogoda. Od rana cały czas kropi. Po wyjściu na dwór żałuję, że w ogóle wstałem z łóżka. Jednak stwierdzam, że nie ma co narzekać i nikt mi nie gwarantował, że będzie łatwo. Zaczynam mieć tego powoli dosyć. Ale coś trzeba jechać dalej. Mam nadzieję, że dojadę chociaż do Piły. Tam zastanowię się co dalej. Jadę na Dworzec PKP zobaczyć czy coś sensownego stąd jeździ, byle tylko się stąd wydostać. Niestety na pociąg musze długo czekać, wiec postanawiam jechać dalej do Piły. Po drodzę zaczynam żałować, że nie zostałem na dworcu ale już nie będę wracać. Zcayna padać coraz mocniej. Mogę tylko stwierdzić, że ładną mamy jesień tego lata.
Fontanna w Trzciance© biker81
Mauzoleum żołnierzy radzieckich© biker81
30 km mija szybko. Po drodze ciągle pada. Więc decyzja jest już tylko jedna. Postanawiam pojechać pociągiem do Gdańska.
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
Przydrożne widoki© biker81
W Pile rozpadało się na dobre i nie ma żadnych widoków na ładną pogodę. Na Dworcu okazuje się, że mam pociąg do Gdańska. Jednak Pani na informacji informuje mnie, że ten pociąg jedzie do Ustki a w Słupsku jest przesiadka do Gdańska. Postanawiam jechać do Ustki. Dzwonie do Duninowa do schroniska i zamawiam nocleg na jedną noc.
Dworzec w Pile© biker81
Podróż pociągiem mija szybko. W przedziale dla rowerów jedzie jeszcze rodzina z 3 rowerami więc mam miłe towarzystwo w pociągu. Po drodze co chwile na jakiś czas przestaje padać. Jednak nie żałuję tej decyzji. Ustka wita mnie ulewą. Nie jest fajnie ładować rzeczy na rower w deszczu. Z Dworca szykuje się do portu zobaczyć morze. Deszcz przestaje padać i można na chwile cieszyć się ładną pogodą. Morze przywitało mnie fatalną pogodą. Na pocieszenie zostaje fakt, że jutro też jest dzień a od jutra ma być już ładna pogoda. Zjadam w porcie rybkę na obiad i postanawiam jechać do Duninowa.
Port w Ustce© biker81
Wreszcie nad morzem© biker81
Port w Ustce© biker81
Port w Ustce© biker81
Wyprawa rządzi się swoimi prawami i nie może być za lekko, więc znowu zaczyna padać. Do schroniska dojeżdżam w deszczu. Jakie jest moje zdziwienie jak się okazuje, że schronisko prowadzi ksiądz przy Parafii. Dostaję ładny pokój ze wspólną kuchnią na piętrze. Wszyscy siedzą na holu i umilają sobie czas grając w różne gry i oglądając telewizję. Nie ma nic innego do roboty w taką pogodę i dobrze, że ludzie nie siedzą zamknięci w swoich pokojach
Mój pokój© biker81
Mój pokój© biker81
Po ciepłym prysznicu i zmyciu z siebie brudów z całego dnia zaczynam robić kolację. Podczas kolacji mam czas na ustalenie trasy na najbliższe dni. Postanawiam dostać się do Gdańska w ciągu 2 dni przez Pojezierze Dynowskie i Kaszubskie.
Wyprawa zaczyna się na nowo. Teraz może być już tylko lepiej. Dziś już nie myślę o rowerze. Musze zebrać siły na kolejne dni wyprawy.
Już 5000 km przejechane w tym roku.
Południowa Polska 2011 - dzień 9
Niedziela, 26 czerwca 2011 Kategoria > 100 km, Południowa Polska 2011, Wyprawy, Jubileusze
Km: | 126.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:50 | km/h: | 21.65 |
Pr. maks.: | 56.90 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 300m | Sprzęt: Trek 7100 FX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mapa i profil trasy:
Ostatni dzień wyjazdu. Czas wracać do domu, na podsumowania będzie jeszcze czas. Wstajemy wcześnie. Dziewczyny nas budzą o 7:30. Pobudka miała być o 7, ale jak zwykle zaspaliśmy. Szybkie pakowanie i jedziemy pod najbliższy sklep na zakupy. Rozbijamy się na rynku pod parasolem i jemy szybkie śniadanie.
Szybki przejazd DK 8 do Ząbkowic Śląskich. Pierwszy raz jadę tą drogą. Mały ruch na drogach więc można rozwinąć dużą prędkość na zjazdach. Podczas zjazdu osiągam maksymalną prędkość tego dnia i całej wyprawy 56,9 km/h. Po dotarciu do Ząbkowic szukamy kościoła i idziemy na mszę. Podczas mszy parę razy mam wrażenie jakby padał. Okazało się, że to dźwięk przejeżdżających samochodów po kostce brukowej.
Po mszy ruszamy bocznymi drogami do Strzelina. Tam zaplanowaliśmy kolejny postój. Mamy dosyć szybkie tempo. Drogi nawet nie odczuwamy specjalnie. W Strzelinie okazuje się, ze mamy średnią prędkość powyżej 20 km/h. Szybko znajdujemy miejsce gdzie można zjeść obiad. Jemy gyrosy a potem jeszcze chwile odpoczynku i ruszamy w drogę do Oławy. Cały czas trzymamy się DW 396. Musimy odstawić Anię na wcześniejszy pociąg do Krakowa. Znowu grupa jedzie w szybkim tempie. Na początku ja prowadziłem ale potem oddałem prowadzenie Pawłowi. Ja niestety za bardzo zwiększam tempo a potem reszta zostaje w tyle. Dlatego wole się schować na końcu grupy.
W Oławie Ania wsiada do pociągu a reszta grupy podejmuje decyzję, że jedzie rowerami do Brzegu. Po pożegnaniu z resztą grupy jadę DK 94 w kierunku Wrocławia. Kolejne spotkanie pewno za rok na kolejnej wyprawie rowerowej.
Już 4000 km w tym roku.
Już dawno wróciłem do rzeczywistości. Już w drodze do domu zacząłem planować kolejną wyprawę. Cały czas mam w głowie jedno motto: „Do mety przybywa się tylko po to by wyruszyć znowu dalej”. I znowu w pokoju są wszędzie porozrzucane mapy i przewodniki. Gdzie teraz mnie los skieruje, jakie będę mieć przygody, jakie przeszkody? Ale to już będzie całkiem inna opowieść. Jak w tej piosence, wędrówką jedną życie jest człowieka.
I znowu się dowiedziałem czegoś nowego o sobie, pokonałem swoje słabości, wróciłem do domu bogatszy o nowe doświadczenia, wspomnienia. I dalej życie toczy się koło roweru. A ja wciąż marzę o nowych miejscach, nowych wrażeniach. W końcu jeszcze tyle przeze mną do zobaczenia na tym świecie.
Ostatni dzień wyjazdu. Czas wracać do domu, na podsumowania będzie jeszcze czas. Wstajemy wcześnie. Dziewczyny nas budzą o 7:30. Pobudka miała być o 7, ale jak zwykle zaspaliśmy. Szybkie pakowanie i jedziemy pod najbliższy sklep na zakupy. Rozbijamy się na rynku pod parasolem i jemy szybkie śniadanie.
Szybki przejazd DK 8 do Ząbkowic Śląskich. Pierwszy raz jadę tą drogą. Mały ruch na drogach więc można rozwinąć dużą prędkość na zjazdach. Podczas zjazdu osiągam maksymalną prędkość tego dnia i całej wyprawy 56,9 km/h. Po dotarciu do Ząbkowic szukamy kościoła i idziemy na mszę. Podczas mszy parę razy mam wrażenie jakby padał. Okazało się, że to dźwięk przejeżdżających samochodów po kostce brukowej.
Ratusz w Kłodzku© biker81
Kamienica w Kłodzku© biker81
Most gotycki w Kłodzku© biker81
Widok na góry© biker81
Widok na góry© biker81
Widok na góry© biker81
Krzywa Wieża w Ząbkowicach© biker81
Ząbkowicki ratusz z XIX wieku© biker81
Po mszy ruszamy bocznymi drogami do Strzelina. Tam zaplanowaliśmy kolejny postój. Mamy dosyć szybkie tempo. Drogi nawet nie odczuwamy specjalnie. W Strzelinie okazuje się, ze mamy średnią prędkość powyżej 20 km/h. Szybko znajdujemy miejsce gdzie można zjeść obiad. Jemy gyrosy a potem jeszcze chwile odpoczynku i ruszamy w drogę do Oławy. Cały czas trzymamy się DW 396. Musimy odstawić Anię na wcześniejszy pociąg do Krakowa. Znowu grupa jedzie w szybkim tempie. Na początku ja prowadziłem ale potem oddałem prowadzenie Pawłowi. Ja niestety za bardzo zwiększam tempo a potem reszta zostaje w tyle. Dlatego wole się schować na końcu grupy.
Krzyż pokutny w Dankowicach© biker81
Remont wieży w Strzelinie© biker81
Remont wieży w Strzelinie© biker81
Remont wieży w Strzelinie© biker81
Krzyż pokutny w Chociwelu© biker81
W Oławie Ania wsiada do pociągu a reszta grupy podejmuje decyzję, że jedzie rowerami do Brzegu. Po pożegnaniu z resztą grupy jadę DK 94 w kierunku Wrocławia. Kolejne spotkanie pewno za rok na kolejnej wyprawie rowerowej.
Praca mężczyzn nigdy nie idzie na marne© biker81
Już 4000 km w tym roku.
Już dawno wróciłem do rzeczywistości. Już w drodze do domu zacząłem planować kolejną wyprawę. Cały czas mam w głowie jedno motto: „Do mety przybywa się tylko po to by wyruszyć znowu dalej”. I znowu w pokoju są wszędzie porozrzucane mapy i przewodniki. Gdzie teraz mnie los skieruje, jakie będę mieć przygody, jakie przeszkody? Ale to już będzie całkiem inna opowieść. Jak w tej piosence, wędrówką jedną życie jest człowieka.
I znowu się dowiedziałem czegoś nowego o sobie, pokonałem swoje słabości, wróciłem do domu bogatszy o nowe doświadczenia, wspomnienia. I dalej życie toczy się koło roweru. A ja wciąż marzę o nowych miejscach, nowych wrażeniach. W końcu jeszcze tyle przeze mną do zobaczenia na tym świecie.
Południowa Polska 2011 - dzień 7
Piątek, 24 czerwca 2011 Kategoria > 50 km, Południowa Polska 2011, Wyprawy, Jubileusze
Km: | 75.78 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:56 | km/h: | 19.27 |
Pr. maks.: | 47.40 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | 550m | Sprzęt: Trek 7100 FX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mapa i profil trasy:
Najbardziej czeski dzień na tej wyprawie. Nie mogłem się go doczekać ale znając moje szczęście do jeżdżenia po Jesenikach mogłem spodziewać się deszczu i burzy. Kiedyś już mnie zmoczyło i pogroziło burzą jak jechałem na Pradziada. Wtedy się wycofałem zaraz za Zlatymi Horami i wróciłem do Głuchołaz. Miałem jednak cichą nadzieję, że teraz pogoda będzie nieco łaskawsza. Jak się okazało pogoda znowu zaskoczyła w najmniej nieodpowiednim momencie.
Po śniadaniu okazało się, ż Mariusz wczoraj złapał kapcia i dopiero dziś rano go zauważył. Czyli zanim ruszyliśmy był przymusowy postój. Po naprawie roweru ruszyliśmy do Krnova. Miasteczko zaskoczyło nas ładnie odnowionymi kamienicami i chodnikami. Szkoda, że u nas małe miejscowości nie są tak odnowione. Na pewno byśmy na tym więcej zyskali niż stracili. Po krótkiej wizycie na starówce i wypiciu kawy ruszyliśmy w dalszą drogę.
I tu kolejne zaskoczenie w postaci mnogości ścieżek rowerowych i ich oznakowaniu. Ten kraj jest cały pokryty ścieżkami rowerowymi a na każdym zakręcie są pokazane kierunki w którym można jechać. Niestety ze ścieżki rowerowej szybko zjeżdżamy i jedziemy główną drogą w stronę Mesto Albrechcie.
Tu robimy przerwę na piwo i dalej ruszamy w drogę. Po raz kolejny miesto nas zaskakuje swoim ładnym wyglądem.
Im bliżej Zlanych Horów tym pogoda robi się coraz gorsza. Po drodze zaczyna padać i zatrzymujemy się w wiacie autobusowej. Szybko przestaje padać i możemy ruszać w dalszą drogę. Mieliśmy nadzieję, że już dziś nie będzie padać ale najgorsze było dopiero przed nami.
Podjazd pod górę przed Zlanymi Horami zaczynamy jeszcze w ładnej słonecznej pogodzie. Każdy zaczyna jechać w swoim tempie. Ja ruszam z dziewczynami do przodu. Chłopaki zostają w tyle. Po drodze jeszcze robię parę fotem i ruszam dalej. Powoli doganiam Asię a zaraz za mną pojawia się Paweł. We trójkę dojeżdżamy na górę. Wtedy zaczyna padać. Czekamy na resztę i zaczynamy zjazd.
Niestety po raz kolejny zostaję na zjeździe w tyle, a po czasie hamulce odmawiają posłuszeństwa. Przy takim deszczu już nie są już tak skuteczne jak wcześniej. Na dole wszyscy na mnie czekają z niepokojem. Nawet Paweł po mnie kawałek się cofa ale informuję go, że dam sobie radę. Pociesza mnie tylko, że to już końcówka zjazdu. Jakoś dojeżdżam do Zlanych Horów i od razu naciągam linki hamulcowe. W mieście już nie pada. Po obiedzie zaczyna się suszenie rzeczy pod wiatą. Ja idę na małe zakupy, wydać resztę koron i na większe zakupy do sklepy rowerowego. Po raz kolejny okazuje się, że wszelki sprzęt na rower i w góry kupować w Czechach niż w Polsce. Niestety te zakupy spowodowały, że wyczyściłem sobie konto bankowe, a do drugiej karty nie pamiętałem PIN-u. Na szczęście poratowała mnie mama, przelewając mi kasę na konto. Inaczej nie wiem za co bym wrócił do domu. Niestety wcześniejsze jeżdżenie komunikacją zamiast rowerem dosyć mocno uszczupliło moje konto. Po pewnym czasie zaczyna padać, błyskać i grzmieć. Burza była gdzieś koło nas bo błyskało i grzmiało od razu. Dobrze, że zjechaliśmy w porę do miasta bo mogło być nie za wesoło. Wszyscy zmarzliśmy niesamowicie. Czekaliśmy z niecierpliwością na koniec deszczu, żeby się znowu rozgrzać na rowerze.
Na szczęście Polska przywitała nas słoneczną pogodą. Robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy na rynek w Głuchołazach. Tam czeka na nas reszta ekipy.
Dołączają do nas Robert z Agnieszką. Teraz już w 8 osób zjeżdżamy do Nysy. Trasę pokonujemy szybko. Jednak jazda w takiej grupie ma duży wpływ na tempo jazdy.
Po zameldowaniu się w schronisku w Nysie idziemy na zakupy. W drodze powrotnej zamawiamy pizze do schroniska. Wieczorem koło 20 zaczyna się burza i pada. Tym razem przeszła gdzieś obok i nie zrobiła na nas dużego wrażenia, chociaż zapowiadało się groźnie. Wieczorem wszyscy zajadamy się pizzą popijając dobrym piwem.
Już przejechane 23000 km na rowerze.
Najbardziej czeski dzień na tej wyprawie. Nie mogłem się go doczekać ale znając moje szczęście do jeżdżenia po Jesenikach mogłem spodziewać się deszczu i burzy. Kiedyś już mnie zmoczyło i pogroziło burzą jak jechałem na Pradziada. Wtedy się wycofałem zaraz za Zlatymi Horami i wróciłem do Głuchołaz. Miałem jednak cichą nadzieję, że teraz pogoda będzie nieco łaskawsza. Jak się okazało pogoda znowu zaskoczyła w najmniej nieodpowiednim momencie.
Po śniadaniu okazało się, ż Mariusz wczoraj złapał kapcia i dopiero dziś rano go zauważył. Czyli zanim ruszyliśmy był przymusowy postój. Po naprawie roweru ruszyliśmy do Krnova. Miasteczko zaskoczyło nas ładnie odnowionymi kamienicami i chodnikami. Szkoda, że u nas małe miejscowości nie są tak odnowione. Na pewno byśmy na tym więcej zyskali niż stracili. Po krótkiej wizycie na starówce i wypiciu kawy ruszyliśmy w dalszą drogę.
I tu kolejne zaskoczenie w postaci mnogości ścieżek rowerowych i ich oznakowaniu. Ten kraj jest cały pokryty ścieżkami rowerowymi a na każdym zakręcie są pokazane kierunki w którym można jechać. Niestety ze ścieżki rowerowej szybko zjeżdżamy i jedziemy główną drogą w stronę Mesto Albrechcie.
Starówka w Krnovie© biker81
Starówka w Krnovie© biker81
Starówka w Krnovie© biker81
Starówka w Krnovie© biker81
Tu robimy przerwę na piwo i dalej ruszamy w drogę. Po raz kolejny miesto nas zaskakuje swoim ładnym wyglądem.
Kościół w Mesto Albrechcice© biker81
Kamienica w Mesto Albrechcice© biker81
Odpoczynek w Mesto Albrechcice© biker81
Przydrożna figurka© biker81
Im bliżej Zlanych Horów tym pogoda robi się coraz gorsza. Po drodze zaczyna padać i zatrzymujemy się w wiacie autobusowej. Szybko przestaje padać i możemy ruszać w dalszą drogę. Mieliśmy nadzieję, że już dziś nie będzie padać ale najgorsze było dopiero przed nami.
Podjazd pod górę przed Zlanymi Horami zaczynamy jeszcze w ładnej słonecznej pogodzie. Każdy zaczyna jechać w swoim tempie. Ja ruszam z dziewczynami do przodu. Chłopaki zostają w tyle. Po drodze jeszcze robię parę fotem i ruszam dalej. Powoli doganiam Asię a zaraz za mną pojawia się Paweł. We trójkę dojeżdżamy na górę. Wtedy zaczyna padać. Czekamy na resztę i zaczynamy zjazd.
Widok na Jeseniki© biker81
Widok na Jeseniki© biker81
Widok na Jeseniki© biker81
Końcówka podjazdu- zaczyna padać© biker81
Końcówka podjazdu - zaczyna padać© biker81
Podjazd zdobyty, czas na chwilę odpoczynku© biker81
Niestety po raz kolejny zostaję na zjeździe w tyle, a po czasie hamulce odmawiają posłuszeństwa. Przy takim deszczu już nie są już tak skuteczne jak wcześniej. Na dole wszyscy na mnie czekają z niepokojem. Nawet Paweł po mnie kawałek się cofa ale informuję go, że dam sobie radę. Pociesza mnie tylko, że to już końcówka zjazdu. Jakoś dojeżdżam do Zlanych Horów i od razu naciągam linki hamulcowe. W mieście już nie pada. Po obiedzie zaczyna się suszenie rzeczy pod wiatą. Ja idę na małe zakupy, wydać resztę koron i na większe zakupy do sklepy rowerowego. Po raz kolejny okazuje się, że wszelki sprzęt na rower i w góry kupować w Czechach niż w Polsce. Niestety te zakupy spowodowały, że wyczyściłem sobie konto bankowe, a do drugiej karty nie pamiętałem PIN-u. Na szczęście poratowała mnie mama, przelewając mi kasę na konto. Inaczej nie wiem za co bym wrócił do domu. Niestety wcześniejsze jeżdżenie komunikacją zamiast rowerem dosyć mocno uszczupliło moje konto. Po pewnym czasie zaczyna padać, błyskać i grzmieć. Burza była gdzieś koło nas bo błyskało i grzmiało od razu. Dobrze, że zjechaliśmy w porę do miasta bo mogło być nie za wesoło. Wszyscy zmarzliśmy niesamowicie. Czekaliśmy z niecierpliwością na koniec deszczu, żeby się znowu rozgrzać na rowerze.
Suszenie rzeczy z Zlatych Horach© biker81
Po chwili zaczęło padać© biker81
Po chwili znowu zmokliśmy i zmarzliśmy© biker81
Na szczęście Polska przywitała nas słoneczną pogodą. Robimy pamiątkowe zdjęcia i ruszamy na rynek w Głuchołazach. Tam czeka na nas reszta ekipy.
Polska przywitała nas słonecznie© biker81
Tęcza na tle Gór Opawskich© biker81
Kopa Biskupia© biker81
Cała ekipa już w Polsce© biker81
Dołączają do nas Robert z Agnieszką. Teraz już w 8 osób zjeżdżamy do Nysy. Trasę pokonujemy szybko. Jednak jazda w takiej grupie ma duży wpływ na tempo jazdy.
Po zameldowaniu się w schronisku w Nysie idziemy na zakupy. W drodze powrotnej zamawiamy pizze do schroniska. Wieczorem koło 20 zaczyna się burza i pada. Tym razem przeszła gdzieś obok i nie zrobiła na nas dużego wrażenia, chociaż zapowiadało się groźnie. Wieczorem wszyscy zajadamy się pizzą popijając dobrym piwem.
Już przejechane 23000 km na rowerze.
Trzebnicka pętla rowerowa cz. 1
Sobota, 11 czerwca 2011 Kategoria > 100 km, > 150 km, > 50 km, Jubileusze, Poza miastem
Km: | 180.56 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 08:50 | km/h: | 20.44 |
Pr. maks.: | 41.30 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trek 7100 FX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mapa i profil trasy:
Już 3000 km w tym roku.
Zdjęcia i opis wkrótce.
Już 3000 km w tym roku.
Zdjęcia i opis wkrótce.
Do Kostomłotów i Mietkowa
Sobota, 4 czerwca 2011 Kategoria > 100 km, > 50 km, Poza miastem, Jubileusze
Km: | 103.31 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 04:55 | km/h: | 21.01 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trek 7100 FX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Trasa:
Wrocław – Skałka – Romułtowice – Budziszów – Lisowice – Chmielów – Pełcznica – Piotrowice – Kostomłoty – Osiecznice – Paździoro – Ujów – Wawrzeńczyce - Mietków – Proszkowice – Maniów Wielki – Wojnarowie – Okulice – Maniów Wielki – Proszkowice – Milin - Piława - Kilianów - Kąty Wrocławskie – Sadowice – Małkowice – Kębłowie - Krzeptów - Wrocław
Mapa i profil trasy:
Z domu wyjechałem o godz. 8:45. Ponieważ ostatnio źle znoszę upały więc postanowiłem wyjechać dość wcześnie. Szybko dojeżdżam do Kostomłotów i zaczynam poszukiwania kolejnych krzyży pokutnych. Z jednym krzyżem koło kościoła nie mam problemów ale o kolejnego musze pytać miejscowego mieszkańca. Po krótkim zastanowieniu i skonsultowaniu sprawy z córką wskazuje mi miejsce kolejnego krzyża.
Dalej jadę w stronę Mietkowa po drodze odbijając do Ujowa. To jest taka malutka wioska na końcu drogi, do której prowadzi krótki podjazd a potem długi zjazd. Wiedziałem, ze z powrotem będzie pod górkę.
Za Mietkowem okazało się, że jest remont drogi w stronę Tworzyjanowa i musiałem przechodzić przez dziurę w drodze. Po dojechaniu do Okulic okazało się że dalej droga prowadzi ternem. Po drodze pomyliłem kierunki i zamiast w Milinie wylądowałem z powrotem w Maniowie Małym. Kolejna konsultacja z mieszkanką wioski naprowadziła mnie na dobrą drogę do Milina. Droga do Milina z Proszkowic to piękny asfalt i droga w lesie. Na taką pogodę to było trochę wytchnienia jadza taką dorgą.
W Milinie oczywiście pobłądziłem i wylądowałem na drodze szutrowej. Zatrzymałem samochód, który jechał z naprzeciwka ale okazało się, że to było auto na warszawskich blachach i niewiele mi mogli pomóc. Po kolejnym zapytaniu o drogę wróciłem na dobrze mi znana drogę do domu. W Kątach Wrocławskich jeszcze krótki postój na lodach i pojechałem w dalszą do domu. W domu byłem o 15.
Już 22000 km na rowerze.
Wrocław – Skałka – Romułtowice – Budziszów – Lisowice – Chmielów – Pełcznica – Piotrowice – Kostomłoty – Osiecznice – Paździoro – Ujów – Wawrzeńczyce - Mietków – Proszkowice – Maniów Wielki – Wojnarowie – Okulice – Maniów Wielki – Proszkowice – Milin - Piława - Kilianów - Kąty Wrocławskie – Sadowice – Małkowice – Kębłowie - Krzeptów - Wrocław
Mapa i profil trasy:
Z domu wyjechałem o godz. 8:45. Ponieważ ostatnio źle znoszę upały więc postanowiłem wyjechać dość wcześnie. Szybko dojeżdżam do Kostomłotów i zaczynam poszukiwania kolejnych krzyży pokutnych. Z jednym krzyżem koło kościoła nie mam problemów ale o kolejnego musze pytać miejscowego mieszkańca. Po krótkim zastanowieniu i skonsultowaniu sprawy z córką wskazuje mi miejsce kolejnego krzyża.
Krzyż pokutny w Kostomłotach© biker81
Krzyż pokutny w Kostomłotach© biker81
Hotel "Stary Ratusz" w Kostomłotach© biker81
Rzeźba w Kostomłotach© biker81
Dalej jadę w stronę Mietkowa po drodze odbijając do Ujowa. To jest taka malutka wioska na końcu drogi, do której prowadzi krótki podjazd a potem długi zjazd. Wiedziałem, ze z powrotem będzie pod górkę.
Kościół w Ujowie© biker81
Krzyż pokutny w Ujowie© biker81
Wejście do kościoła w Ujowie© biker81
Za Mietkowem okazało się, że jest remont drogi w stronę Tworzyjanowa i musiałem przechodzić przez dziurę w drodze. Po dojechaniu do Okulic okazało się że dalej droga prowadzi ternem. Po drodze pomyliłem kierunki i zamiast w Milinie wylądowałem z powrotem w Maniowie Małym. Kolejna konsultacja z mieszkanką wioski naprowadziła mnie na dobrą drogę do Milina. Droga do Milina z Proszkowic to piękny asfalt i droga w lesie. Na taką pogodę to było trochę wytchnienia jadza taką dorgą.
Roboty budowlane na drodze© biker81
Krzyże pokutne w Proszkowicach© biker81
Koza w Proszkowicach© biker81
Jan Nepomucen w Maniowie Małym© biker81
Krzyż pokutny w Okulicach© biker81
Droga przez teren© biker81
Przydrożne ruiny© biker81
Droga przez PK Dolina Bystrzycy© biker81
Droga przez PK Dolina Bystrzycy© biker81
Rzeka Bystrzyca© biker81
Rzeka Bystrzyca© biker81
W Milinie oczywiście pobłądziłem i wylądowałem na drodze szutrowej. Zatrzymałem samochód, który jechał z naprzeciwka ale okazało się, że to było auto na warszawskich blachach i niewiele mi mogli pomóc. Po kolejnym zapytaniu o drogę wróciłem na dobrze mi znana drogę do domu. W Kątach Wrocławskich jeszcze krótki postój na lodach i pojechałem w dalszą do domu. W domu byłem o 15.
Już 22000 km na rowerze.
Praca
Środa, 11 maja 2011 Kategoria do 50 km, Jubileusze, Praca
Km: | 37.41 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:07 | km/h: | 17.67 |
Pr. maks.: | 28.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | HRavg | ||
: | kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trek 7100 FX | Aktywność: Jazda na rowerze |
Na obie budowy a potem do maista. Z powrotem podjechałem jeszcze na budowę zobaczyć co się dzieje.
Już 2000 km.
Już 2000 km.